Skąd Firmin wiedział, w którą stronę ruszyć, by trafić pod B? Podpowiadam: nos. I można to pociągnąć. Nie chodzi bowiem jedynie o drukowane litery jako takie, o czcionki słów, zdań, ksiąg. Chodzi o ich sensualność. B pachnie, nie tylko znaczy. I nie tylko pachnie. Ma także kolor, fakturę, gęstość, temperaturę, smak wreszcie.

Nos więc, Firmina nosek, ruchliwy niczym stworzenie, nigdy nie zasypiające na czubku włochatego pyszczka z wąsami do ziemi. Gdy Firmin wyszedł z zatytułowanej jego imieniem powieści Sama Savage’a – zamarł na krawędzi bibliotecznej półki, zmrużył oczy i w pionie włochaty pyszczek ustawił, niczym szukający wiatru marynarz ośliniony palec. I już wie. Południowy-wschód! Więc rusza tam. Podpowiadam: na czworakach, tycie kroki, małe łapy, pazurki, goły długi ogon. Szczur? Tak. Szczurek na smyczy dalekiej woni. Można to pociągnąć. Słychać teraz rytmiczny chrobot obok mijanych przez Firmina grzbietów dzieł Szekspira, Sofoklesa, Schillera, Sienkiewicza i licznej reszty syczących bajkopisarzy. Ogon tyje od kurzu.

Teraz – koniec półki i na pazurkach zjazd krawędzią regału. Podpowiadam: ktoś obserwuje podróżnika. To też da się pociągnąć. Po drugiej stronie regału ustaw Jorge Luisa Borgesa, od roku 1955 dyrektora tego miejsca. A miejsce – to jaskinia miliona głosów czekających między okładkami na wysłuchanie. Biblioteka Narodowa przy ulicy México w Buenos Aires. Borges jest ślepy prawie zupełnie. W prawym oku nic się nie zjawia, w lewym – żółtawy dym ukazuje czasem mętne kształty. Od dawna już nie pisze, jedynie dyktuje. Kto wie, być może godzinę temu skończył układać epilog historii o potwornej książce, którą tutaj ukrył przed sobą, by nie stracić zmysłów. Teraz rozmyty kontur żółtawego szczurka idzie dnem jego lewego oka na południowy-wschód, by wleźć do wnętrza tej Borgesa historii i pożreć monstrualny tom, jak tyle innych, lecz nie monstrualnych, pożarł w bajce Savage’a. A ty, uczestniku konkursu na opowiadanie w duchu twórcy „Księgi Piasku” – być może dokończysz ów ledwo naszkicowany obrazek, co go zostawiam.

Warsztaty „Pisanie Borgesem”, przez Uniwersytet Łódzki zaplanowane i okraszone konkursem na opowiadanie w stylu Mistrza – to koncept wielomiesięcznego Festiwalu Labirynt Borges, zorganizowanego przez Państwowy Instytut Wydawniczy oraz Instytut Cervantesa. Od 25 sierpnia, w księgarniach, bibliotekach, wydawnictwach i na uczelniach wielu miast – spotkania, rozmowne panele, wykłady, multimedialne atrakcje. I jeszcze spotkanie z Alberto Manguelem, wybornym bibliofilem i eseistą, który w młodości czytał ślepnącemu Borgesowi książki, a później zastąpił go w Bibliotece Narodowej. Wiele zdarzeń. Lecz warsztaty „Pisanie Borgesem” i z ducha proustowski konkurs na pastisz starych labiryntów – to jednak brzmi najmocniej. Ci, którzy zdobędą się na odwagę – co z niepowtarzalności Mistrza powtórzą? I jak powtórzą?

Inaczej zapytam. Na długo przed tym jak zaczął tworzyć pastisze wielkich prozaików – Balzaca, Micheleta, Goncourta, Flauberta, Taine’a, kilku innych – w liście do pani Strauss Marcel Proust notuje oczywistość. „Każdy pisarz musi sprawić sobie własny język, tak jak każdy skrzypek musi znaleźć swój ton”. Musi zbudować „ciało” dla swej myśli, idei, nauki. Musi tym zacnym wartościom nadać sensualność. Pastisz nie jest małpowaniem cudzych myśli, idei i nauk. Jest próbą powtórzenia sensualności ich tonu. Uczestnicy borgesowskiego konkursu – co w „skrzypcach” Borgesa dosłyszą, zanim zaczną pastiszować? Nic, czyli, nie daj Bóg, wejdą z Borgesem w zwarcie ściśle intelektualne? Z napuszonymi minami zapragną klecić labirynty bardziej zawikłane, ciemniejsze i głębsze niż labirynty pierwszych wielkich tomów Borgesa – „Fikcji” i „Alefa”? A może jednak wsłuchają się w ironiczny śmiech fantastycznych „Kronik Bustosa Domecqa”, owych pospołu z Adolfem Bioy Casaresem komponowanych – tak, właśnie komponowanych – pastiszów uczonych tekstów o współczesnych idolach sztuki oraz nauki? Albo w godne intonacji najwspanialszych twórców kryminałów falowanie „Sześciu zagadek dla don Isidra Parodiego”? Kto wie, może znajdzie się ktoś, kto ucho ostrożnie wsunie w powolny mruk ostatnich, pożegnalnych opowiadań, przypowieści z tomów „Księga Piasku” i „Pamięć Szekspira”, które PIW niebawem wypuści na świat, zlepione w jednym tomie? Tak, byłoby mądrze, gdyby ktokolwiek zapragnął powtórzyć tę melodię zapadającego zmierzchu, który Borges porównał z niespiesznie gęstniejącym w jego oczach mrokiem.

Z opowiastką „Księga Piasku” było jak ze wszystkimi zdaniami Borgesa. Dyktował kilka słów, po czym prosił, by je odczytywać wciąż na nowo, do chwili, gdy on usłyszy melodię dalszego ciągu, w żółciach wewnątrz oka dostrzeże ciało nowego zdania. I słuchając, zawsze przesuwał palec prawej dłoni po grzbiecie dłoni lewej, by zbadać sensualność frazy już stworzonej. Po czym – dyktował dalej. Do końca. W „Księdze Piasku” – do epilogu, w którym on jako autor i zarazem narrator, pocieszając się starą myślą, że najlepiej schować liść pomiędzy liśćmi, chowa potworną książkę na dnie miliona książek, aby nie postradać zmysłów. By nie oszaleć, przekonując się ciągle, iż nabyty u domokrążcy tom – zwany Księgą Piasku, gdyż ani ta księga, ani piasek nie mają początku ni końca – jest monstrum o kartkach mnożących się w obu kierunkach, ku zeru i nieskończoności, o stronach, których liczba nigdy nie będzie ustalona, a ich pączkowanie i znikanie tworzy wszystkie książki świata, także te, których w dniu, gdy Borges kończył dyktować „Księgę Piasku”, jeszcze nie było. Więc i „Firmina” zawiera, cudną Savage’a bajkę o szczurku Firminie, czytelniku kolosalnym jak Borges, mieszkającym w księgarni „Pembroke” przy placu Scollay w Bostonie.

Więcej – szczurek jest bibliofilem nie tylko kolosalnym, ale też kolosalnie sensualnym. Czyta i zjada, co czyta. Sprawdza smak cudzych myśli na własnym podniebieniu, niczym Borges ciało własnych fraz – na skórze własnej dłoni. Zjeżdżając na pazurkach lewą krawędzią regału, Firmin zerka czule na ciemną postać zamarłą po drugiej stronie. W końcu się spotkali! Po tylu latach! Obok lat! W bajce o dwóch zlepionych bajkach! Spotykają duch ducha – jak młody Borges starego Borgesa w snach „Tamten” i „Dwudziesty piąty sierpnia 1983”, kolejno otwierających wspomniane pożegnalne tomy, „Księgę Piasku” oraz „Pamięć Szekspira”. Albo niczym szczurek szczurka, gdy szczurek pierwszy raz w życiu patrzy w lustro na tyłach „Pembroke”.

„Mógłbym być nim, albo on mną, albo właśnie tak było”, powiada nie wiadomo który z nich. Za chwilę Firmin osiągnie cel. Wejdzie do środka tytułowego opowiadania tomu „Księga Piasku”, aby przeczytać, przeżuć i połknąć monstrualną książkę wszystkich książek. Uczyni tak, aby Borges już nie musiał – o czym sam w ostatniej frazie opowiadania mówi z duszą na ramieniu – by nie musiał lękać się ulicy México. Po czym – wróci Firmin do powieści Savage’a…

No, chyba że nie wróci. Niestety – istnieje taka narracyjna możliwość, że kartki Księgi Piasku gwałtownie spęcznieją akurat w chwili przepływania przez gardło Firmina… Pozostaje mieć nadzieję, że debiutant, który skorzysta z mego szkicu – nie jest sadystą.

7 września 2025 r.